Fort Wadsworth to dawna amerykańska baza wojskowa współcześnie częściowo wykorzystywana przez rezerwistów armii amerykańskiej. Resztę tego terenu zajmuje narodowy obszar rekreacyjny. Myślę, że dla mnie i innych maratończyków ważniejsza jest inna rola tego miejsca – rola miasteczka biegowego, bazy startowej maratonu nowojorskiego.
Miasteczko biegowe maratonu nowojorskiego zlokalizowane jest na wyspie Staten Island, jednym z pięciu okręgów (boroughs) Nowego Jorku. Wyspę z Brooklinem łączy most Verezzano-Narrows, z którego startują maratończycy. Miasteczko biegowe zajmuje nadbrzeżny obszar wyspy (Fort Wadsworth) w bezpośrednim sąsiedztwie dróg dojazdowych na wspomniany most. Most Verezzano-Narrows to z jednej strony jedyne połączenie drogowe w tej części wyspy z pozostałą częścią miasta, z drugiej – wspaniała arena startowa maratonu nowojorskiego. Ważnym środkiem transportu na wyspę jest przeprawa promowa, którą wykorzystują organizatorzy maratonu do „przerzucenia” tysięcy biegaczy na miejsce startu. Co pół godziny wypływają ogromne promy w obu kierunkach, zapewniając sprawny transport ludzi. Na co dzień przeprawa promowa stała się także atrakcją turystyczną miasta, ponieważ promy przepływają obok Statuy Wolności i Ellis Island (Muzeum Emigracji), a pasażerowie mają piękny widok na Dolny Manhattan. Nie bez znaczenia jest to, że przeprawa promowa jest bezpłatna.
Są trzy możliwości dotarcia w dniu maratonu do miasteczka biegowego na Staten Island. Dwie pierwsze to transport autokarowy i przeprawa promowa łączona z transportem autobusami na miejsce startu. Obie możliwości zapewnia organizator. Trzecią opcją jest rezygnacja z transportu organizatora, czyli dojazd na własną rękę samochodem. Decyzję, jaką wybierzemy metodę transportu na start, podejmujemy na etapie zapisywania się na maraton. Ja wybrałem opcję bez transportu, czyli dotarcie na własną rękę na miejsce startu. Do Fortu Wadsworth dotarłem samochodem podwieziony przez znajomego. Mogłem zza szyb pojazdu obejrzeć most Verezzano-Narrows, mając na horyzoncie widok oświetlonego Manhattanu. Jest to najszybsza możliwość dotarcia do miasteczka biegowego z Queens, Brooklynu czy Manhattanu. Jedynym problemem jest to, że ze względów organizacyjnych most łączący Brooklyn ze Staten Island organizatorzy zamykają o godzinie 7.00 rano (czyli kierowca odwożący Cię na miejsce startu musi zdążyć wrócić przez most przed tą godziną).
Wykorzystując własny transport, nie dojedziemy do samego Fortu Wadsworth, głównie ze względów bezpieczeństwa. Cały obszar bazy jest odcięty przez policję i ochronę maratonu. Od drogi, gdzie mogłem wysiąść, do strefy bramek bezpieczeństwa miałem kilkaset metrów. Na biegaczy czekał przygotowany przez organizatorów i policję punkt kontroli, gdzie skrupulatnie sprawdzano każdego biegacza i jego bagaż. Od punktu kontroli do miasteczka biegowego było już niedaleko. Na tym odcinku czekali na biegaczy wolontariusze gotowi do pomocy. Organizatorzy przygotowali także różnego rodzaju drogowskazy i tablice informacyjne wskazujące kierunki do poszczególnych stref.
Start pierwszej fali maratonu nowojorskiego przewidziany był na godzinę 9.40. Po przybyciu na miejsce pozostało do startu ponad dwie i pół godziny. Wziąwszy pod uwagę temperaturę otoczenia (ok. 3-4 stopni Celsjusza) i raczej lekki strój, nie było mi za wesoło. Miałem wprawdzie na sobie biegowe leginsy, polarową bluzę, czapkę i rękawiczki, ale to nie ratowało mnie przed przejmującym chłodem. Rześki ranek zapowiadał słoneczną, ale chłodną pogodę. Na sporym placu w centrum bazy, zlokalizowanym bliżej mojej pomarańczowej wioski, organizatorzy przygotowali strefę żywieniową. Sponsorzy maratonu wystawili swoje stanowiska, częstując przybywających falowo biegaczy ciepłymi napojami: kawą, herbatą czy kakao oraz bajglami, miodowymi wafelkami i bananami. Nie brakowało także butelkowanej wody oraz napojów izotonicznych podawanych w kubeczkach. Przebojem okazały się ciepłe polarowe czapki w kolorze pomarańczoworóżowym ufundowane przez Dunkin Donuts. Dzięki takiej czapce udało mi się przetrwać zimny poranek.
Gdy przybyłem do miasteczka biegowego, nie pojawiło się jeszcze wielu biegaczy, było w miarę spokojnie. Bez większych kolejek mogłem skorzystać z toalet, wypić gorącą kawę czy herbatę. W miarę upływu czasu sytuacja się zmieniała, robiło się ciasno, do toalet czy punktów żywieniowych ustawiały się długie kolejki. Praktycznie każdy trawnik, chodnik czy drogę okupowali stojący, siedzący, leżący biegacze. Mój strój (opisany wcześniej) uzupełniłem foliowym płaszczem, a nogi okręciłem folią termiczną, która dawała trochę izolacji cieplnej. Znalazłem też kawałek miejsca na asfaltowym parkingu i tam skulony czekałem na pierwsze promienie słońca, które powoli wstawało nad Dolnym Manhattanem. Czas jakby się zatrzymał, każda minuta wlokła się w nieskończoność. Patrzyłem na biegaczy, którzy wkładali na siebie wszystko, co możliwe, chroniąc się przed zimnem – od szlafroków po jakieś kosmiczne kombinezony. Bardziej przypominali bezdomnych niż biegaczy. Każdy z nich miał problem z zimnem i wolno upływającym czasem. Byliśmy jedną wielką rodziną biegowych „szczęśliwców”, bo każdy, kto się tu znalazł, uważał się za takiego! Przecież to New York City Marathon!
Trudne chwile miały dopiero nastąpić, gdyż przy zapisywaniu się na maraton wybrałem opcję „depozyt rzeczy”. Do godziny 8.10 upływał czas na oddanie depozytów do ciężarówek UPS oznaczonych przedziałami numerów startowych. Zziębnięty musiałem ściągnąć wierzchnie ubranie i pozostać w stroju biegowym, okryty tylko płaszczem foliowym i folią termiczną. Na czapkę z daszkiem założyłem polarową czapkę. Wyglądałem jak prawdziwy kloszard! Spakowane ubranie w przeźroczystym worku z naklejonym numerem (odpowiadającym startowemu) zabierała firma kurierska UPS. Worek ten mogłem odebrać już po dobiegnięciu do mety w Central Parku.
Całe szczęście, że słońce, które już dość wysoko unosiło się nad horyzontem, zaczęło ogrzewać powietrze. Nie było już tak potwornie zimno, tylko normalnie zimno. Przebrany w strój biegowy postanowiłem się trochę rozruszać i przemieścić do części miasteczka w kolorze pomarańczowym. Pozując do kilku zdjęć, mijając tłumy biegaczy mówiących w różnych językach, pogadałem chwilę z rodakami z Warszawy.
Przed wejściem do strefy startowej postanowiłem skorzystać z toalety. Mimo że na terenie miasteczka biegowego ustawiono 1600 przenośnych toalet, wszędzie były kolejki. Trudno się dziwić, jeśli na niedużym terenie zgromadzono ponad 54 tysiące zawodników. Mimo tak dużej liczby biegaczy wszystko funkcjonowało nad podziw sprawnie. Było też bezpiecznie, dzięki dość licznej, ale nierzucającej się w oczy obecności policji i praktycznie stałej obecności helikopterów nad naszymi głowami.
Po chwili dotarłem przed wejście B, w strefie pomarańczowej (corral). Trochę to brzmi skomplikowanie, ale cały Fort Wadsworth był dobrze oznakowany, a liczna grupa wolontariuszy służyła pomocą. Przy drodze, przed wejściami do stref, zaparkowanych było kilka wozów transmisyjnych różnych telewizji, reporterzy rozkładali sprzęt i szykowali się do pracy. Na godzinę 8.40 zaplanowano otwarcie wejść do poszczególnych stref. Jednak już na długo przed ich otwarciem biegacze ustawiali się w długich kolejkach. Ja także dołączyłem do kolejki, do wejścia B. Zrobiło się trochę cieplej, czekałem i próbowałem się lekko rozgrzewać. Bramki do stref otwarto punktualnie. Wolontariusze dość skrupulatnie sprawdzali numery startowe, na których były wydrukowane litery bramek, kolory stref i cyfra fali startowej. Biegacze sprawnie wypełniali wąską przestrzeń strefy, oddzieloną z jednej strony drewnianym parkanem, a z drugiej – rzędem toalet. Pomiędzy poszczególnymi strefami (od A do F) biegaczy rozdzielały liny. Było tutaj tłoczno, nie miałem żadnych szans na rozgrzewkę, tym bardziej, że do toalet ustawiały się kolejki biegaczy, ograniczając możliwość swobodnego ruchu w tej wąskiej przestrzeni. Na zewnątrz strefy można się było rozgrzać, ale jak rozgrzewać się na godzinę przed startem? Po wejściu do stref nie było już na to miejsca. Na około 20 minut przed startem dostaliśmy sygnał do przejścia na most. Lekkim truchtem wybiegaliśmy na drogę skręcającą na most Verezzano-Narrows. Po drodze biegacze zrzucali swoje ubrania do specjalnych pojemników ustawionych przez organizatorów. Dzięki temu co roku kilkadziesiąt ton ubrań trafia do bezdomnych mieszkańców Nowego Jorku. Ja także pozbyłem się folii termicznej oraz płaszcza foliowego. Byłem szczęściarzem, startowałem z górnej części mostu. Po przemierzeniu kilkuset metrów tłum biegaczy zatrzymał się całkowicie. Dosłownie kilkadziesiąt metrów przede mną widać było bramę startową maratonu, niepodobną do tych znanych z wielu innych imprez biegowych. Linie startu wyznaczały z obu stron szerokiej drogi konstrukcje przypominające skrzydło z napisem „Start”. Mimo że nie byłem dobrze rozgrzany, chciałem już biec. Prawie trzygodzinne oczekiwanie w miasteczku biegowym, w dość trudnych warunkach, wszystkim dało się we znaki. A przed nami 42.195 m trudnej trasy maratońskiej! Już zapomniałem o niedogodnościach Fortu Wadsworth, teraz najważniejszy był bieg i rywalizacja na trasie. Bijąc się z myślami, o mało nie przegapiłem części oficjalnej z hymnem amerykańskim, strzałami z armat pełnych konfetti, skokami na spadochronach ozdobionych flagami amerykańskimi i oficjalnej przemowy. To wszystko jakby działo się poza mną, a w głowie tylko jedna myśl – zaraz będzie start! Cdn.
Ważne informacje organizacyjne
Na etapie rejestracji do maratonu wybiera się dwa elementy, które mają konsekwencje w dniu maratonu. Pierwszym jest wybór depozytu lub pobiegowego ponczo, drugim – sposób transportu na miejsce startu.
Organizatorzy przygotowali w mieście cztery punkty zbiorcze, z których był możliwy transport biegaczy na strefę startową: 1. Whitehall Terminal – Staten Island Ferry/ Shuttle Bus ( czas transportu: 90 min), 2. New York Public Library – Midtown Manhattan Bus (czas transportu: 90 min), 3. MetLife Stadium – New Jersey Bus (czas transportu: 60 min), 4. 34th Street East River – Midtown Ferry (czas transportu: 60 min).
Wszystkie ważne informacje zostały zamieszczone na numerach startowych. Kolor strefy startowej stanowił tło numeru startowego. Wydzielone zostały trzy strefy startowe: niebieska, zielona i pomarańczowa. Drugim ważnym elementem był numer fali startowych (waves) oznaczonych od I do IV oraz strefa startowa (corral) z oznaczeniami od A do F. Są oczywiście inne, nie mniej ważne informacje na numerze startowym: nazwisko, płeć, wiek, numer startowy, rodzaj lub brak transportu na miejsce startu oraz deklaracja depozytu bagażu lub pobiegowego poncza. Dane na numerze są bardzo szczegółowe, określają m.in. rodzaj transportu (prom lub bus) z określeniem miejsca zbiórki.
Nieprzestrzeganie wcześniej zgłoszonych i zapisanych danych na numerze startowym może skutkować brakiem transportu na miejsce startu. Oczywiście, jest możliwa korekta zapisanych informacji – zmiana rodzaju transportu czy zamiana depozytu na ponczo lub odwrotnie – ale tylko na expo maratońskim.
Red. jęz. Justyna Harabin, zdjęcia własne