W związku z tegorocznym ograniczeniem liczby imprez biegowych spowodowanym sytuacją epidemiczną na świecie zostałem skazany na małe, lokalne zawody biegowe. Może słowo „skazany” jest nieodpowiednie, bo organizatorom należy się wdzięczność i szacunek. Jednak u każdego biegacza jest niedosyt startów, a dla mnie najgorsza okazała się rezygnacja z maratonów, i to jakich…
MosirGutwinRun należy do małych, ale świetnie zorganizowanych imprez biegowych. Nawet w trudnych czasach pandemii impreza nie straciła na jakości. W tym roku Gutwin musiał mi zastąpić duże imprezy biegowe. Pierwszy raz od ośmiu lat, czyli momentu powstania naszej flagowej imprezy, udało mi się uczestniczyć w każdej rundzie maratonu na raty – biegu na dystansie ponad 10 km. Myślę, że w tej edycji zaliczę wszystkich sześć rund, co do tej pory przez te wszystkie lata nie było mi dane. Zawsze zaliczałem 4 lub 5 rund w edycji, w związku z innymi licznymi startami, które się nakładały na ostrowieckie terminy biegów. Teraz jest inaczej.
Jedna rzecz nie zmienia się na Gutwinie – zacięta rywalizacja w kategoriach wiekowych, które są najważniejsze w klasyfikacji końcowej. Ważna jest oczywiście rywalizacja open na każdym dystansie, ale emocji dostarcza właśnie rywalizacja między biegaczami w kategoriach. Żeby zostać sklasyfikowanym w danej edycji MosirGutwinRun, należy wziąć udział w minimum czterech rundach. Oczywiście na końcowy wynik w kategorii brane są pod uwagę cztery najlepsze biegi w edycji, więc rywalizacja często trwa aż do ostatniego startu.
Już od kilku dni zapowiadano na niedzielę piękną, słoneczną pogodę. Taka aura tworzy idealne warunki do biegania i rywalizacji, tym bardziej, że od kilku dni nie padało, co przełożyło się na stan ścieżek i duktów leśnych. Już zacieram ręce, myśląc o rywalizacji w dobrych warunkach, tym bardziej, że moja forma idzie w górę! Systematyczne treningi przynoszą wreszcie efekty.
Słoneczny niedzielny poranek przywitał biegaczy, którzy już przed godziną 8.00 rano zaczęli się meldować w Ośrodku Wypoczynkowym na Gutwinie. Tam, o godzinie 9.00 zaplanowano start maratonu na raty. Przy namiocie biura zawodów ochrona jak zwykle odkażała ręce przybywającym biegaczom. Większość startujących potwierdziła internetowo swój udział w 5. rundzie, nieliczni dopełniali formalności na miejscu. Dziś rozdawano okolicznościowe koszulki techniczne zawodów, które należą się biegaczom po zaliczeniu czterech rund w danej edycji. Pierwszy raz w historii imprezy organizatorzy przygotowali koszulki biegowe bez rękawów. Zbliżała się godzina startu, większość zawodników kończyła rozgrzewkę. W strefie startowej robiło się tłoczno.
Na linii startu zgromadzili się wszyscy pretendenci do zwycięstwa w tej edycji, zabrakło jednak moich ostrowieckich biegowych rywali – Konrada Sulika i Przemka Pronobisa. Przemek w tym roku jest już poza moim zasięgiem, zrobił duży progres, ale rywalizacja z nim jest zawsze przyjemnością. Po wystrzale z pistoletu startowego grupa czołowych zawodników oddalała się od reszty w tempie wręcz zawrotnym, uzyskując sporą przewagę już na pierwszym kilometrze. Mój zegarek pokazał 3.41 min/km, czyli szybko. Na trasie ukształtowała się druga grupa, chciałbym napisać „pościgowa”, ale to nie byłaby prawda. Cieszę się generalnie, że trzymam się dość blisko stawki prowadzącej, stąd szukam biegaczy na moim poziomie, którzy będą mnie podciągać.
Biegło mi się dziś bardzo dobrze, pogoda stabilna, sucha trasa i rosnąca forma. To był mój dzień. Od czasu do czasu trafiamy na taki dobry dzień do biegania, w którym nic nas nie boli, jesteśmy wypoczęci i zmotywowani. Powoli na trasie zrobiło się dość luźno, kolejni biegacze z grupy „pościgowej” zostawali z tyłu. Przede mną widziałem plecy Sylwka Rycąbla, ale nie odpuszczałem. Biegłem dosyć równo, w tempie 3.55-4.04, cały czas czułem moc. W połowie trasy przypuściłem atak, wyprzedzając Sylwka, którego następnie próbowałem zostawić trochę z tyłu. Atak się udał, teraz to ja nadawałem tempo biegu, które delikatnie wzrosło. Miałem jeden cel – utrzymać przewagę nad nim do mety. Kilometry uciekały, słychać już było głos spikera, została tradycyjnie do przebiegnięcia mała pętla wokół zbiornika. Przyspieszyłem, wiedziałem, że dziś nikt już mnie nie jest w stanie wyprzedzić na ostatnich metrach. Przekraczając linię mety, wiedziałem, że mam dobry czas, ale nie spodziewałem się, że aż tak dobry: 40.02! Wyprzedziłem Sylwka Rycąbla o 3 sekundy! Ten czas dał mi 8. miejsce open i umocnił na pozycji lidera w kategorii wiekowej M50.
Podsumowanie 5. rundy: bardzo dobre warunki pogodowe, sucha i twarda trasa leśnego biegu. W biegu na dystansie maratonu na raty wśród mężczyzn zwyciężył niezawodny Sylwester Lepiarz, wśród kobiet – także niepokonana Dominika Łukasiewicz. Na dłuższej trasie wystartowało 90 biegaczy, na krótszej 110. Zapraszam 11 października na ostatnią rundę MosirGutwinRun, po której będzie podsumowanie całej edycji.
Red. jęz. Justyna Harabin, zdjęcia: MOSiR